Subskrybuj
Zapraszamy do skorzystania z naszego newslletera.
captcha 
Będziemy powiadamiać Ciebie o nowościach na stronie.

400 giżycczan we wspomnieniach...

Moje giżyckie wspomnienia - Tadeusz Niedźwiecki


Tadeusz Niedźwiecki

ur.16.03.1936 r. w Święcianach na Wileńszczyźnie

 

Moje giżyckie wspomnienia

Mieszkam w Giżycku od grudnia 1946 roku, dokąd przybyłem z Lidzbarka Warmińskiego, gdzie zamieszkiwałem z rodzicami po przyjeździe ze Święcian na Wileńszczyźnie. Przenieśliśmy się do Giżycka, wówczas Łuczan, ponieważ mój ojciec nie dostał w Lidzbarku pracy jako farmaceuta. Łuczany w porównaniu z Lidzbarkiem były o wiele lepiej zagospodarowane. Było tutaj przede wszystkim wiele sklepów, masarni, piekarń, dwie restauracje ("Pod Mazurską Strzechą" i restauracja w hotelu "Orbis"), kilka barów, wiele warsztatów rzemieślniczych.

Pomimo ciężkich warunków powojennych widoczne było wyraźne ożywienie mieszkańców organizujących od nowa życie. Dokonywała się spontanicznie integracja ludzi przybyłych z różnych stron. Po latach wojny ludzie chcieli się cieszyć z jej zakończenia, nawet pomimo tego, że Polska utraciła olbrzymie terytoria na Wschodzie.

Ponieważ okres wojny nie był zachętą, by zawierać małżeństwa, teraz na nowym terytorium spotykali się ludzie z różnych regionów i wręcz masowo łączyli się w pary. Nigdy nie zapomnę zdarzenia, którego byłem świadkiem w niedzielę Zielonych Świątek 1947 r. W tamtych czasach święto to było dwudniowe, tak jak Wielkanoc. W soboty pracowano, dlatego niedziela Zielonych Świątek była doskonałym terminem do zawierania ślubów i na wesela. Na sumie w Kościele św. Brunona Ksiądz proboszcz Franciszek Bryks udzielił jednocześnie ślubu kilkunastu parom stojącym na schodach wiodących do ołtarza, podchodząc i kolejno wiążąc ręce stułą. Integracja mieszkańców jest niezwykle ciekawym zjawiskiem. Przecież gdyby nie wojna i tak zwana repatriacja, ludzie którzy tu zawierali małżeństwa byliby w całkowicie innych związkach. Nigdy nie spotkaliby się. Ciekawa rzecz, że rzadziej zawierały małżeństwa pary przybyłe z tego samego regionu. W większości małżonkami zostawali ludzie z różnych regionów, co jest bardzo korzystne pod względem genetycznym. Kilka małżeństw zawarli przybysze z tutejszymi dziewczętami mazurskimi. Po przybyciu osiedleńców z akcji "Wisła" zawarto sporo małżeństw polsko-ukraińskich, szczególnie w okolicznych wsiach, ponieważ tam ich głównie osiedlano.

Młodzi ludzie zapoznawali się na licznie organizowanych w tym czasie zabawach tanecznych i dancingach w restauracjach. Zabawy organizowano bardzo często w salach szkolnych. Szkoły zarabiały z wynajmowania sal lub organizacji zabaw. W Giżycku wyróżniającym się organizatorem zabaw była bardzo aktywna wówczas miejscowa Ochotnicza Straż Pożarna, której pierwszym prezesem był przybyły z Suwałk magister farmacji Piotr Pietkiewicz, współwłaściciel giżyckiej apteki. Szczególnie chętnie uczęszczanym miejscem sobotnich zabaw tanecznych była istniejąca w pierwszych latach po wojnie obszerna sala znajdująca się w Lesie Miejskim.

Bardzo liczne i tłumne były w pierwszych latach po wojnie bale sylwestrowe. Większość mieszkańców spotykała Nowy Rok na zabawach sylwestrowych. Trudno było znaleźć w soboty i niedziele miejsca przy stoliku restauracyjnym. Taka atmosfera utrzymywała się przez kilka pierwszych lat po wojnie. Miejscem ulubionych niedzielnych spacerów była ścieżka nad Niegocinem prowadząca do Krzyża św. Brunona oraz Aleja Lipowa, później nazwana ulicą Daszyńskiego, prowadząca do Lasu Miejskiego, na której można było odpocząć na ustawionych na niej ławkach.

Doskonale w pierwszych latach po wojnie działał prywatny handel. Wyróżniały się świetnie zaopatrzone i wspaniale obsługiwane sklepy spożywcze prowadzone przez panów Falskiego i Gabszewicza. Nigdy w życiu nie jadłem tak smacznego pieczywa jak z piekarni pana Jaśkiewicza. Przy ulicy Konarskiego, który w soboty sprzedawał specjalnie wypiekane pieczywo świąteczne. Smak doskonałych rumianych chałek z kruszonką, chrupiących rogalików z makiem pamiętam do dzisiaj. Niestety piekarnia ta istniała krótko. Następca piekł pieczywo o wiele gorszego gatunku. Oryginalne pieczywo piekł rodowity Mazur pan Kijewski. Było w Giżycku kilka masarni. Według mnie najsmaczniejsze wyroby pochodziły z masarni pana Norberta Lewkowicza, w której był szeroki asortyment od wędlin najtańszych do luksusowych. Jego sklepem kierował wspaniały sprzedawca, odznaczający się ciętym dowcipem, popularnie zwany Wąsatym. Niestety w wyniku przeprowadzonej z inicjatywy PPR tak zwanej "Bitwy o handel" poznikały prywatne sklepy, piekarnie, masarnie, w miejsce których powstały sklepy państwowe i spółdzielcze fatalnie zaopatrzone, w których wciąż czegoś brakowało. Na ulicy Warszawskiej pan Sierosławski prowadził doskonałą, wspaniale zaopatrzoną prywatną Księgarnię. Ponieważ do 1947 r. nie istniała w Giżycku biblioteka publiczna, pan Sierosławski zbierał od klientów przynoszone książki i utworzył w księgarni licznie uczęszczaną wypożyczalnię książek, którą wkrótce po otwarciu Biblioteki Publicznej władze kazały zlikwidować, ponieważ większość książek w wypożyczalni stanowiły pozycje wydane przed wojną. A takie książki niezależnie od ich treści i autorów budziły nieufność władz.

Piękną inicjatywę integrującą społeczeństwo zainicjował pierwszy dyrektor Liceum Ogólnokształcącego Józef Czerniakowski, uruchamiając dla Mazurów klasy mazurskie, w których uczono uczniów intensywnie poprawnej polszczyzny. Zarządzeniem władz wkrótce klasy te zlikwidowano. Oto jeden z powodów zaprzepaszczenia sprawy mazurskiej i utraty Mazurów. Chociaż aż dwóch Mazurów wychowanków I Liceum Ogólnokształcącego z pierwszych lat po wojnie: Leonard Bolc i Ludwik Olszewski zostało profesorami wyższych uczelni.

W pierwszych latach po wojnie pięknie rozwijało się życie kulturalne. Tłumnie uczęszczano do kina, pierwotnie noszącego nazwę "Wanda" a później "Fala". Już w 1946 r. w auli Liceum Ogólnokształcącego zorganizowano wystawę fotografii artystycznej najwybitniejszego fotografika polskiego Jana Bułhaka, który wykonał kilkanaście zdjęć powojennego Giżycka, między innymi przedstawiających rodzajowe sceny z miejskiego targowiska, kondukt pogrzebowy kroczący ulicami miasta za trumną wiezioną karawanem ciągnionym przed dwoje koni. Jan Bułhak zmarł w Giżycku w początkach 1950 r. odwiedzając swego przyjaciela z Wilna profesora liceum Bronisława Zapaśnika. Obecnie na domu, w którym zmarł na ulicy Pionierskiej znajduje się tablica pamiątkowa. W auli Liceum Ogólnokształcącego zorganizowano wystawę o życiu i działalności Tadeusza Kościuszki, na której pokazano autentyczne pamiątki po nim wypożyczone w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie w tym jego słynną sukmanę. W tak zwanej wówczas Sali Miejskiej, późniejszym Domu Kultury przy ulicy Konarskiego dosyć  często odbywały się spektakle teatralne, głównie w  wykonaniu aktorów Teatru im. Jaracza w Olsztynie i Teatru w Elblągu. To w tej sali zobaczyłem pierwsze w życiu przedstawienie teatralne. Był to występ objazdowy Teatru im. Jaracza w Olsztynie z gościnnie występującą arcymistrzynią sceny polskiej w "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej. Ta genialna aktorka zaszczepiła we mnie miłość do teatru na całe życie, za co jestem jej niezwykle wdzięczny. Szczególnie często bywałem w teatrach w okresie studiów, dwóch lat pracy w Warszawie , po studiach oraz w czasie studiów podyplomowych w latach 80-tych. Dwukrotnie jeszcze widziałem Mieczysławę Ćwiklińską w Warszawie - we wspaniałej kreacji w sztuce Casony "Drzewa umierają stojąc" w Teatrze Rozmaitości oraz niedługo przed jej śmiercią jako Pani Pernelle w "Świętoszku" Moliera w Teatrze Kameralnym. Bardzo przeżyłem to, że ze względu na chorobę z wysoką gorączką nie mogłem zobaczyć w Giżycku komedii Aleksandra Fredry "Pan Jowialski", w której w roli tytułowej występował prawie już wówczas stuletni Ludwik Solski. Dzisiaj aż wierzyć się nie chce, że do prowincjonalnego Giżycka przyjeżdżali na gościnne występy artyści miary najwyższej.

Nie tylko odbywały się przedstawienia w wykonaniu artystów teatrów. Przy Giżyckim Domu Kultury powstał teatr amatorski kierowany przez pana Radziwanowskiego. Najgłośniejszym spektaklem była "Balladyna" Juliusza Słowackiego wielokrotnie wystawiana w wielu miastach, w tym nawet w Warszawie. Upowszechniano muzykę poważną. Sam pierwszy raz byłem na Koncercie Orkiestrowym, który odbył się w auli Liceum Ogólnokształcącego. W Domu Kultury odbył się koncert słynnej w czasach przedwojennych Orkiestry Włościańskiej pod dyrekcją Namysłowskiego. W czasie nauki w Liceum Ogólnokształcącym w latach 1951-1955 co miesiąc uczestniczyłem w koncertach muzyki poważnej w wykonaniu wybitnych pianistów, skrzypków, wiolonczelistów i wokalistów Filharmonii Narodowej w Warszawie. Każdy koncert poprzedzony był profesjonalnym wprowadzeniem muzykologa. W ten sposób uczniowie liceum mieli kontakt ze sztuką na najwyższym poziomie. Nic dziwnego, że jako student byłem przygotowany do udziału w koncertach Filharmonii Narodowej. Odbyły się również w Giżycku spotkania z wybitnymi pisarzami. Szczególnie zapamiętałem spotkania z Gustawem Morcinkiem i Wojciechem Żukrowskim.

Na zakończenie roku szkolnego organizowano wspólną wystawę dorobku wszystkich szkół giżyckich. Zapamiętałem szczególnie wystawę z roku 1947 w auli Liceum Pedagogicznego, na której zaprezentowano opracowany przeze mnie i wyróżniony nagrodą zielnik  roślin i ziół ziemi giżyckiej. Dumny z tego faktu, na wystawę przyprowadziłem swoich rodziców jako uczeń klasy trzeciej Szkoły Podstawowej nr 1 w Giżycku.

Po 1949 roku na kilka lat ustało życie kulturalne Giżycka, przyszły bowiem ponure lata stalinowskie. Ożywienie nastąpiło dopiero po październiku 1956 r. W Giżycku działał wówczas głośny Klub Inteligencji, o którym pisała nawet prasa centralna, broniąc go przed miejscowymi kacykami. Niestety podzielił on los pozostałych tego Klubów powstałych na terenie całej Polski. Partia zlikwidowała te Kluby, widząc w nich groźną konkurencję dla miejscowych egzekutyw komitetów powiatowych i miejskich PZPR.

Próbą kontynuacji tego klubu było utworzenie przez kierownika kina pana Danowskiego Klubu Filmowców oraz Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Klub Filmowców zasłynął organizując słynne Bale Filmowców z udziałem znanych aktorów. Dyskusyjny Klub Filmowy działał w latach 60-tych. Raz w miesiącu wyświetlano dla członków Klubu wybitne dzieła filmowe, nawet takie które trudno było zobaczyć na normalnym seansie. Czasami film poprzedzano prelekcją wprowadzającą, zaś po filmie część widzów zostawała na nieraz długą i ożywioną dyskusję. Sam chętnie na te seanse uczęszczałem. Najbardziej utkwił mi w pamięci wspaniały i przejmujący film japoński "Naga wyspa", który gdyby nie było klubowych seansów nigdy bym nie zobaczył. Projekcja tego arcydzieła to jedno z najsilniejszych moich przeżyć filmowych. Niestety oba kluby decyzją władz partyjnych zostały zlikwidowane.

W swoim wspomnieniu ograniczyłem się do wybranych zagadnień. W Giżycku bogate było życie sportowe. W zasadzie sportem się nie interesowałem. Pamiętam tylko jak kibicowałem swoim kolegom na rozgrywanych na istniejącym w tym czasie zamarzniętym stawie przed ?zieloną szkołą? rozgrywkach hokejowych oraz z zachwytem oglądałem organizowane zaraz po wojnie na Niegocinie międzynarodowe wyścigi bojerowe.

Z sentymentem wspominam piękną, oryginalną, architektonicznie, zabytkową drewnianą zabudowę plaży miejskiej, barbarzyńsko zburzoną decyzją ówczesnych decydentów, w miejsce której postawiono brzydki pawilon obecnej Bazy Sportów Wodnych.

               

 

 

Jesteś tutaj: